3 maja 2014

Rowerowe chody w stronę ciepłej wody

Co można robić przez weekend, jeśli zapowiadają ciągłe, ale niewielkie opady? Siedzieć w domu, albo jechać na rower. Wraz z Łukaszem wybraliśmy drugą opcje. Piątkowy (25 kwiecień) powrót z Krakowa do Bielska, trasą alternatywną, która miała po drodze przeprawę promową przez Wisłę. Tak się zazwyczaj kończy jazda na "kompas mentalny". W sobotę pomimo deszczu ruszyliśmy ok. 8 z Bielska w stronę Buczkowic, następnie okolicznymi wsiami starając się omijać główne drogi do Węgierskiej Górki, Milówki oraz Soblówki. Tam zdecydowaliśmy się na przejazd przez przełęcz Przysłop, bo po co jechać po asfalcie, skoro można taszczyć rower przez błoto... Ogólnie, to trasa nadaje się bardziej na MTB niż na trekkinga, ale jakoś daliśmy radę. Pogoda nie rozpieszczała, ale przynajmniej przestało padać.


Na przełęczy


Taka tam mgła

 Taki tam Dominik

 Taki tam słupek

Zjazd  ze względu na potoki wody i błota spływające górską drogą nie należał do najprzyjemniejszych. Słowacka wioska Podrycerzowa urzekła nas swoim spokojem, ciszą i ogólnym "końcem świata" (czytaj zadupiem). Dalej już asfaltową drogą, aż do Orawskiej Leśnej minął nas zaledwie jeden samochód. Stara droga przez wieś Demanova jest godna polecenia, cicho, spokojnie, zero ruchu, ale trzeba trochę do góry podjechać, co oczywiście wynagradza zjazd. Kilka fotek tego rejonu, aby podkreślić jego atrakcyjność: 




Dalej na kolejną przełęcz, której nazwy nie pamiętam, dość długi podjazd i bardzo długi zjazd. przez wieś Zarziva oraz drogą przez Małą Fatrę do Parnicy a następnie Dolnego Kubina. Mocno zmęczeni ruszyliśmy znów do góry, do Vysnego Kubina a następnie przez Osadkę i ostatnią przełęcz ze zjazdem już z czołówkami do Lucków, z tamtąd już tylko rzut kamieniem do słynnych Kalamenów. Łukasz wyczytał, że są tu ciepłe źródła z wodami termalnymi, dostępne za free. Niestety, woda która ma 15° to również woda termalna, tego się obawialiśmy. Okazało się jednak, że ta w Kalamenach ma 32° :). Zapewniam was, że nie ma nic lepszego jak po przejechaniu 135 km wskoczyć do gorącego termalnego źródła :). Pełen relaks, szczęście, samozadowolenie itp. itd. Duży plus dla Łukasza, za znalezienie tego miejsca, a jeszcze większy plus dla Słowaków za nie zabudowanie go oraz nie robienie z niego komerchy - ewenement na dużą skalę. 

Rowerek, już u celu

Ciepłe źródła w Kalamenach (dnia następnego)

Pół godziny taplania się, super, woda trochę wali siarką, ale w końcu wody termalne tak mają. Najgorszy jest moment wyjścia z wody i kontaktu z zimną rzeczywistością. Wypucowani i przebrani ruszyliśmy w poszukiwaniu miejsca na nocleg, wybraliśmy drogę w górę, co okazało się złym wyborem, ponieważ było tam tyle błota, że koła w rowerach po prostu się zaklinowały. Jakoś się wytaskaliśmy, rozbiliśmy namiot i do spania. 

Następnego dnia, wstawanie o 6 z rana, ogarnianie i jazda. Taki był plan, los jednak chciał inaczej. Jadę sobie, jadę, a tu bach, przednia opona płaska. Łukasz, łatamy. 1 dziura, przejechałem się, znów płaska. Na domiar złego na oponę od wewnątrz oraz na obręcz koła wcisnęło się pełno błota, ze względu na płaską dętkę. Kolejne dwie dziury załatane, jazda testowa i znów to samo. 

Łukasz dzielnie walczy z dętką

Ogólnie po 5 załatanych dziurach i wypucowaniu opony oraz obręczy dętka działa. Byliśmy jednak półtorej godziny w plecy oraz mocno nie pewni dalszej drogi, ponieważ popełniliśmy ogromny błąd na starcie. Stwierdziliśmy, że na dwu dniowy wyjazd nie trzeba brać dużo sprzętu naprawczego - błąd, trzeba. Została nam jedna łatka i jedna zapasowa dętka, jeśli w niedzielę na jakimś Słowackim zadupiu coś by się stało, to bylibyśmy załatwieni... Na szczęście na ciepłe źródła przejechała się parka z Cieszyna, szybka gadka, rozkręcanie rowerów, koleś nie wierzył, że do A4 zmieszczą się dwa rowery, a zmieściły się. Dość szybko i komfortowo wróciliśmy do Bielska - nauczka na przyszłość - sprzętu naprawczego nigdy za wiele...




1 komentarz: