12 listopada 2014

Salar de Uyuni - sól, sól i jeszcze trochę soli...

Salar de Uyuni - największa solniczka świata, zajmuje powierzchnię ponad 10 tys. kilometrów kwadratowych. Leży na wysokości 3653 m, jest jednym z najbardziej płaskich obszarów na Ziemi (różnica wzniesień wynosi ok 41 cm). Szacuje się, że pod skorupą soli jest ponad 50% światowych zasobów litu. 

Fakty faktami, liczby liczbami, ale udało mi się zobaczyć to niesamowite miejsce w trakcie podróży po Ameryce Południowej.

Salar 



Na pobudzenie apetytu, filmik sklejony przez Łukasza (podroznawynos.pl):

Zapraszam do oglądnięcia na vimeo.

Po zwiedzaniu pustynnego krajobrazu w rejonie San Pedro de Atacama udaliśmy się zobaczyć pustynię solną. Do miasteczka Uyuni dojechaliśmy późnym wieczorem, od razu udaliśmy się do hostelu (Tu było nas stać na ten luksus, w przeciwieństwie do Chile. Boliwia jest dużo tańsza od Polski, nic w tym dziwnego, to jeden z biedniejszych krajów). Nazajutrz chcieliśmy wypożyczyć jakieś autko 4x4 i pojeździć przez kilka dni po dzikiej okolicy. 

Niestety, okazało się to nie możliwe... Prawie cały dzień próbowaliśmy pokonać komercję i zobaczyć salar oraz inne cuda natury nie wykupując wycieczki. Chodziliśmy, szukaliśmy, pytaliśmy gdzie można wypożyczyć auto? Nie dało się, nigdzie, w agencjach turystycznych, u lokalsów, na lotnisku... Ze względu na to, że  nasza podróż po Ameryce Południowej, nie miała trwać wieczność, wieczorem zdesperowani i zawiedzeni wykupiliśmy komercyjną wycieczkę na pustynię solną. 

Nie pożałowaliśmy...

Cmentarz pociągów

Na początku pojechaliśmy na cmentarz pociągów, który znajduje się 3 km od miasta. Kilka zardzewiałych i trochę zdewastowanych parowozów oraz wagonów. Marcin, który w temacie jest trochę obeznany powiedział, że w Polsce mamy dużo lepsze eksponaty. 
Następnie jechaliśmy dość długo bocznymi polnymi drogami, omijając główne arterie. Było to dość dziwne, lecz jak się okazało konieczne, później dowiedzieliśmy się dla czego.
Po krótkim postoju w jakiejś małej turystycznej wiosce i zatankowaniu Toyoty Cruisera ruszyliśmy na pustynię solną.

Kopczyki solne, w ten sposób ,,wydobywa" się sól z salaru

Niestety, Łukasz nie potrafi zrobić normalnej miny do zdjęcia :(

Marcin


Salar służy jako szlak komunikacyjny, można śmiało powiedzieć, że jest to najlepsza droga w Boliwii. Wsiedliśmy w Cruisera i dość długo jechaliśmy ok 90 km/h (najekonomiczniej). W końcu naszym oczom ukazał się rezerwat Isla del Pescado (,,wyspa ryb", aczkolwiek żadnej ryby tam nie było). Wyspę na dawnym jeziorze porasta mnóstwo kaktusów. Salar, który ją oblewa, daje niesamowite uczucie, ogromnej, a wręcz nie kończącej się przestrzeni.




Miejscowy na wyspie, chłop miał dość ostry charakter


Po zobaczeniu wyspy pełnej kaktusów zapakowaliśmy się w auto i pojechaliśmy głęboko w salar. Niebo, które stykało się z ziemią na całej linii horyzontu sprawiało niesamowite wrażenie!

Charakterystyczne pięcio, sześcio i siedmio kąty z soli

Łukasz, Marcin i ja :)

Salar jest bardzo fotogenicznym miejscem. Dzięki temu, że jest płaski jak stół, można robić świetne zdjęcia z ,,niecodziennej" perspektywy. W internecie można zobaczyć fantazje, na jakie wpadają ludzie przy wizycie pustyni solnej. My oczywiście nie byliśmy gorsi ;).

Uciekając przed Godzillą 

Sól, sól, jak okiem sięgnąć tylko sól


Pustynia solna to bardzo komercyjne miejsce, to po środku niczego, stoi hotel, zbudowany z hmm sami zgadnijcie...
.
.
.

Tak, brawo, z soli :).

Flagi przy solnym hotelu, którego zdjęcia niestety nie ma :(


Na zachód słońca pojechaliśmy w miejsce, gdzie pustynie solną pokrywa niewielka warstewka wody. Zachodzące słońce, piękna pogoda i ogromne przestrzenie tworzyły niesamowity spektakl. Najlepszy efekt powstawał jednak dzięki odbiciu wszystkiego w płaskiej jak lustro tafli wody, coś pięknego... To był najwspanialszy zachód słońca w moim życiu.




Podwójne słońce

Warto zwrócić uwagę na ,,gwiazdę" którą stworzyły Koreanki towarzyszące nam w czasie wycieczki

KAMEHAMEHA

Ewolucja

Braterstwo

Niestety, jeden z najwspanialszych dni w moim życiu dobiegał końca. Słońce już dawno schowało się za horyzontem i temperatura na salarze gwałtownie spadła. Wsiedliśmy do cruisera i rozpoczęliśmy drogę powrotną do Uyuni. Niestety, nie było to takie łatwe. Na początku pisałem, że musieliśmy trzymać się bocznych dróg. Wracaliśmy również niemalże bezdrożami. Wkrótce poznaliśmy powód tych manewrów.

Okazało się, że całe miasto było zablokowane, ponieważ w mieście trwał strajk. Wszystkie drogi do miasta były obstawione przez strajkujących, transport publiczny nie działał jak i również zaopatrzenie miasta. W Uyuni skończyła się benzyna, ogólnie to nie wyglądało to zbyt ciekawie...

Nasza terenówka dołączyła do innych komercyjnych  wycieczek wracających z salaru. Konwojem liczącym ok 5 aut natknęliśmy się na blokadę drogi. 

Miejscowi paląc suche krzaki nie byli zbyt chętni aby nas przepuścić. Na szczęście pertraktacje naszych przewodników oraz butelka coca-coli wystarczyła aby ich przekupić.

YOU SHALL NOT PASS!

Cali i zdrowi dojechaliśmy do Uyuni. Następnego dnia chcieliśmy opuścić miasto, jednak przez blokadę było to nie możliwe. Ponoć trwały rozmowy, blokada miała się skończyć o 14, póżniej o 16, natępnie o 18, o 20 i 16 następnego dnia. Wyglądało na to, że mogliśmy bezproduktywnie stracić dużo czasu w Uyuni, na co nie mogliśmy sobie pozwolić. Wieczorem za grube dolary wykupiliśmy miejsce w jeepie, który wywoził turystów bezdrożami w stronę stolicy Boliwii - La Paz. Jazda na ,,cichociemnych" po nocy zakończyła się sukcesem. Czułem się jak byśmy uciekali przed rewolucją, albo jakimś innym nieciekawym dla turystów zdarzeniem. 

Co było powodem blokady i paraliżu całego miasta?

Miejscowym nie spodobał się projekt nowego terminala dworca autobusowego!

Witamy w Boliwii ;)


Zdjęcia zrobione przez Łukasz Stempek (podroznawynos.pl)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz