5 maja 2014

Norwegia, czyli pojechać na dwa tygodnie, wrócić po dwóch miesiącach.

Norwegia 2013 


Uprzedzam, że to będzie długi post...
Muzyka w tle, polecam włączyć: muzyka
Właściwa "akcja" zaczyna się po pierwszym tygodniu wycieczki.
Miłego!



Powrót do zeszłorocznych wakacji, ogólnie to nie powinno się pisać zbyt bardzo wstecz. Norwegię uznaję za moje największe podróżnicze i w sumie życiowe osiągnięcie, więc chyba warto o tym wspomnieć, ale do rzeczy...

Czerwiec 2013, wraz z Kamilem po przeczytaniu jednej z recenzji tygodniowego low costowego wypadu  do krainy fiordów, stwierdziliśmy, że skoro inni mogą, to dlaczego my nie? Bilety na wizzaira z Poznania do Bergen kupiliśmy za 54 zł + bagaż rejestrowany i 27 czerwca wznieśliśmy się w powietrze.


Norweskie wysepki z okna samolotu.

Na lotnisku Flesland wylądowaliśmy ok. 13 coś tam i udaliśmy się łapać stopa do Bergen, którego centrum oddalone jest o 18 km. Tu miał miejsce pierwszy fail, w autku kolega zostawił aparat, ale jak się później okazało kobieta, która nas podwoziła, zakodowała adres moich znajomych w Norwegii i odesłała im aparat, który Kamil później odzyskał - witamy w Norwegii :)

Góra Urliken, przypomina mi trochę Skrzyczne, kolejka jest, maszt też jest. 

Pierwszy nocleg mieliśmy ogarnięty przez couch surfing, dotarliśmy do naszego hosta, rzuciliśmy bagaże i ruszyliśmy na eksplorację Bergen. Miasto bardzo ładne, ale cholernie drogie, jak z resztą cała Norwegia. Początkowo nasze "zwiedzanie" opierało się w dużej mierze na chodzeniu i marudzeniu "o ku*** hotdog za 20 zł!", "ja pier***e kawa za 15 zł!" itp. itd. Taki mały szok kulturowy.

Fontanna w centrum.

Frykasy prosto z fiordu.

Bryggen, czyli słynne Bergeńskie nadbrzeże kupieckie. 


Chcieliśmy kupić mapę okolicy, zapytałem o cenę, zapytałem jeszcze raz o cenę i po upewnieniu się, że się nie przesłyszałem, zapytałem się, czy mogę zrobić zdjęcie.
Kupiliśmy jedynie gaz do kuchenki. Przekimaliśmy się u naszego hosta. Miałem problemy z zaśnięciem, z powodu braku ciemności, w Norwegii w okresie letnim nocą jest szaro, a dalej na północy nocy nie ma w ogóle. Następnego dnia również przeszliśmy się do centrum i ok 15 ruszyliśmy w góry.

Pierwszy wodospadzik, który zobaczyłem w Norwegii.

Widok na Bergen z Ulriken.

Mówi się, ze dopóki nie widziałeś Bergen z góry Ulriken, dopóty nie zwiedziłeś Bergen. Po wejściu na szczyt odpoczęliśmy chwilę i ruszyliśmy dalej w gęstniejącą mgłę.


Dotarliśmy do schroniska Turnerhytten, które było zamknięte za wyjątkiem oszklonego przedsionka. Rozgościliśmy się tam i po chwili ze względu na deszcz stukający w szyby zdecydowaliśmy się przecyganić tam noc. 

Warunki bardzo komfortowe, były nawet klapki i koce :)

Skrzynki ratunkowe przy szlaku, elegancko wyposażone, obawiam się, że w Polsce zbyt długo by się nie ostały.

Schronisko z rana.

Po nocy na rumuna spakowaliśmy się i ruszyliśmy dalej.

Mijając pasące się owce i podziwiając piękne widoki zachwycając się Norweską przyrodą.




W tej chatce schroniliśmy się przed gradem, pogoda tego dnia wyglądała m/w tak: 15 min słońca, 15 min mgły, 15 min deszczu, 15 min słońca itd. 
Gdy siedzieliśmy w tym niewielkim schowku odwiedziło nas kilka osób, jedna zapytała się co tu robimy? Odpowiedziałem, że schowaliśmy się przed gradem, na co starszy pan powiedział, to dobrze, możecie tu być, to moja chatka :)

Sporo jezior.

I ładnych widoków.

Namiot rozbiliśmy niedaleko Bergen zataczając niejako kółko po okolicznych górach.


Oglądaliśmy zachód słońca o 23.

Następnego dnia zeszliśmy do Bergen, gdzie przyjechali moi znajomi, aby odebrać ciocię z lotniska. Przy okazji zapakowaliśmy się do autka i pojechaliśmy w kilkudniowe odwiedziny. 

Czekając na prom.


Kraina fiordów - aby je objechać potrzeba nie raz nadkładać wiele km, dla tego bardzo mocno rozwinięty jest transport morski - tak, fiord to morze, woda jest słona :)
Posiedzieliśmy trochę w ciepłym domku w Valen, ale następnego dnia twardo poszliśmy w góry.

Z reguły szlaki są bardzo dobrze oznakowane, na początku znajduje się mapka z opisem trasy wycieczki.


Szlak prowadził przez pastwisko, jednak pięć szarżujących krów przekonało nas do zmiany trasy.

Elektrownia wodna, ok 70% energii elektrycznej w Norwegii jest wytwarzanej w ten sposób.


Tak sobie szliśmy zachwycając się pięknem krajobrazu, tego dnia spotkaliśmy dwóch turystów z psem. 

Wodospad - u nich przeciętniak, u nas byłby szał dzikich pał.

Weszliśmy do doliny niedźwiedzia - Bjørndal.

Po drodze mijaliśmy 4 jeziora, mnóstwo wilgoci, buty nie wytrzymały i przemokły.

Kolejny mostek...

Zrekonstruowana górska farma, jeden z domków jest przygotowany pod ugoszczenie turystów.


Norweska krowa, już wiem czemu na nas szarżowały! 

Baronia w Rosendal (dolina róży), kiedyś tam Norwegia była w unii z Danią, jeden z baronów miał tu swoją rezydencję.

Żeby nie było, że cały czas ładna pogoda, to jak lało i wiało nie ma lekko. Wraz z Marysią (córka znajomych) i Kamilem, stwierdziliśmy, że przecież nie ma złej pogody, są tylko nieodpowiednie ubrania ;)

Wszystko szło ładne, wycieczki tu i tam, ale po tygodniu od przylotu miał miejsce punkt zwrotny wyprawy. Ogólny plan przedstawiał się m/w tak: lecimy, łazimy, zwiedzamy, zdobywamy szczyty i po dwóch tygodniach wracam stopem do Polski. 
Kamil dorwał się do internetów, popisał z dziewczyną, popisał z mamą i sorry Dominik ale ja muszę wracać. Bo dziewczyna jedzie na Chorwację i bo coś tam - myślałem, że zabiję. Jak by babcia umarła i musiał by jechać na pogrzeb, to rozumie ale... Chyba nie trzeba dłużej opisywać tego, jak się czułem :( 
Wylałem moją złość przy znajomych i to było najlepsze, co mogłem zrobić: "Bo widzisz, Dominik, my jedziemy do Polski 27 lipca, gdybyś chciał to w sumie mógłbyś zostać..." Nie trzeba było dwa razy powtarzać. Kamila wpakowaliśmy w busa do Oslo, skąd miał znaleziony transport do Katowic z blablacar, za uwaga 0 zł, 0 gr! Okazało się, że kierowca miał opłaconą osobę, która się wycofała. Pieczara (Kamil) miał więc masę farta, jedzenie i kajutę na promie za free...

Zostałem więc z znajomymi, stwierdziłem, że skoro mam prawie miesiąc, to może poszukam pracy. Jak postanowiłem tak też zrobiłem, po porannej wycieczce w góry poszedłem do Fjordhotelu w Rosendal zapytać, czy nie potrzebują kogoś do pomocy, nie potrzebują. Poszedłem do motelu obok, to samo pytanie:
-A umiesz malować?
-Umiem,
-To Cię potrzebujemy.
Na tym skończyło się moje szukanie pracy :)
Ponieważ wszystko było na legalu następnego dnia pojechałem stopem do Oddy w celu wyrobienia norweskiego numeru personalnego oraz karty podatkowej.

Wodospad w drodze do Oddy, stopa łapałem ok 5 minut. 

Widok z Oddy na Sørfjord, jedyny fiord, który ciągnie się z północy na południe.

\

Trolltunga, język trolla, zapewne każdy słyszał o tym miejscu, lub widział je na zdjęciach. Znajduje się ona bardzo blisko Oddy, grzechem by było jej nie odwiedzić. Po załatwieniu formalności związanych z pracą ruszyłem w góry :)

Sørfjord z góry.

Norweskie prawo dostępu pozwala na rozbicie namiotu w każdym miejscu, byle to było 150 m od zabudowań, nikomu nie przeszkadzało i nie trwało dłużej niż 3 dni.

Lodowiec Folgeffona, trzeci co do wielkości w Norwegii, najbardziej wysunięty na południe, później będzie o nim trochę więcej ;)

Poszedłem trasą mniej uczęszczaną, przez Møyfallsnuten (1400 coś tam).


Lipiec, a śniegu sporo.


Na wielu szczytach można znaleźć książki wpisów.



Schronisko w górach, otwarte, jest jedzenie, gaz, kuchenka, pościel, wszystko co potrzeba. Wisi cennik i jest skarbonka - unikatowy system bazujący na uczciwości.


Jedno z chyba tysiąca jezior, woda krystalicznie czysta.

Język trolla znajduje się po drugiej stronie tego zalewu, wiele osób myśli, że ta woda na zdjęciu to fiord...

Błąd, jest tama -zalew + elektrownia wodna, trzeba tam zejść i dalej ceprostradą. 

Idąc po drodze "klasycznej" spotkałem sporo osób w tym trójkę studentów nanotechnologii z Gothenburga, wśród nich była Hiszpanka, koleś z Mołdawii i drugi z Czarnogóry :)

Okazało się, że była to ich pierwsza górska wycieczka, więc troszku im pomogłem, w skrócie dociągając ich do celu, robiąc jedzenie itp.

Nasze małe obozowisko z rana, w okolicy było namiotów jak mrówków.

:)

Komentarz zbędny.



Przeszedłem się kawałek dalej na mniej znane preikestolen, taka mała ambonka. Jeśli na Trolltundze była kolejka żeby zrobić sobie zdjęcie, to tam siedziałem sobie sam, przez dobre pół godziny.

Pstrykając zdjęcia.

Oraz dyndając butami.


W drodze powrotnej na języku, był już ścisk, a na szlaku tłok, spotkałem sporo Polaków.

Takie cacuszko złapałem na stopa do Tyssedal :)

Powrót do Valen stopem nie stanowił problemu, Norwegowie elegancko się zatrzymują, są mili, rozmawiają. W całej "Norweskiej podróży" najdłużej na okazję czekałem ok pół godziny, może z tego względu, że auto jechało raz na pięć minut...

Po powrocie znajomi jechali z ciocią pod lodowiec, to przy okazji się zabrałem.

Makłowicz miał jeden z odcinków gotując na tym jeziorze, z widokiem na ten jęzor.

W poniedziałek poszedłem do pracy, malowałem dom właścicieli motelu, miło i przyjemnie, ptaki ćwierkają, słońce świeci, Dominik malując słucha ebooków i zarabia przez godzinę tyle, ile zarabiał by przez cały dzień w Polsce.

Ale w weekend przeszedłem się w góry w pobliżu Valen, chatka oddalona ok. pół godziny drogi od wioski, otwarta dla wszystkich :)

Ale ja poszedłem dalej, do następnej hytty.

Którą widać na wyżej załączonym obrazku.

Ope for alle - otwarte dla wszystkich.


Taka samotna noc w chacie w górach, piękny zachód słońca, a przede wszystkim niesamowity klimat ;)


Ze znajomymi pojechaliśmy do muzeum w Eidfiordzie, która to mieścina jest pięknie i malowniczo położona, odwiedzana przez sporo turystów. Po drodze trzeba przejechać wzdłuż sørfjordu, który słynie z jabłek, czereśni itp. itd. Sporo rodaków przyjeżdża tam co roku, aby te dobra natury zbierać, za niemałe pieniądze. Fenomenem tego rejonu są tzw. Fruktkioski, czyli budki wzdłuż głównej drogi. Zazwyczaj znajduje się tam stół, owoce, cena i skarbonka - tyle. Nikt tego nie pilnuje, obawiam się, że gdyby coś takiego wprowadzono u nas, to nawet stół by wynieśli...

W muzeum Natursenter 

Lód z lodowca. Największą atrakcją muzeum, jest film o płaskowyżu Handargervidda, wyświetlany na panoramicznym ekranie.

Pożycz troll miecz!

Przejechaliśmy się kawałek dalej na Handargerviddę, zobaczyć jakiś tam kolejny ładny Norweski wodospad. 

Krab znaleziony na plaży nieopodal Valen.

A takim krajobrazem można się cieszyć, po opuszczeniu wioski i podejściu godzinę szlakiem, spotkanie innych turystów graniczy z cudem, nie to co w naszych Tatrach w lipcu :(

To malowałem, nauka obsługi tego urządzenia wyglądała m/w tak: 
-Chodź mody, nauczę się jak się to używa: góra, dół, prawo, lewo, jak coś nie będziesz umiał, to krzycz.

Widok z okna malowanego domu, miejscowy Giewont.

Przeleciał kolejny tydzień, a do czasu powrotu do Polski, został też tylko tydzień... Wraz Adasiem i Marysią (znajomymi) pojechaliśmy na Handargerviddę, aby zdobyć Hårteigen, chyba najbardziej znaną górę tego płaskowyżu. 

Autko zaparkowane, można śmigać, hej przygodo!

To w oddali to Hårteigen

Schronisko Hedlo, o godzinie 22 :)

Kiedyś dało się tu przespać, teraz służy jako atrakcja turystyczna, chatka pod kamieniem przy schronisku Hedlo.




Noc na płaskowyżu, dzień przywitał nas bez ani jednej chmury na horyzoncie.


Przy tym schronisku zostawiliśmy zbędny balast, po prostu położyliśmy go przy wejściu, będąc pewni, że i tak nikt sobie niczego nie przywłaszczy.

Tubylcy, w ramach ciekawostki, jak wygląda wypas owiec w Norwegii? Wywozi się je w góry w czerwcu i zbiera we wrześniu. Całe lato hasają sobie bez pilnowania...



Cel coraz bliżej...

Dla czego nie powinno się wchodzić na łaty śniegu? Właśnie dla tego... Może się wydawać, że są 2 metry, w rzeczywistości jest 20 cm, które mogą się załamać pod naszym ciężarem, a pod spodem mogą być 2 metry luzu, oraz rzeczka spływając z topniejącego śniegu. Idąc samemu można już się nie wydostać.

Podejście po miłym piarżysku. 

Summit

Znajomi, stwierdzili, że dla nich to poważna wyprawa, więc kupili lifole. Lifol na Hårteigenie zawsze spoko.


Z powrotem w stronę autka...

Jeszcze jedna noc na płaskowyżu.

Było ciepło, bardzo ciepło chyba 4 razy wskakiwałem do rzek.


Widok nieopodal Valen na Hadangerfjord.

Tu zakończyła się pierwsza część przygody z krainą północy. Wróciłem do domu, lecz tylko na 3 tygodnie. Przed powrotem dogadałem się z Norwegami, u których pracowałem, że wrócę jeszcze na miesiąc aby dokończyć malowanie ich domu. 
W Polsce był spływ kajakowy, było trochę Tatr, Orla Perć oraz Beskidy...



21 Sierpnia znów znalazłem się na pokładzie Wizzaira i heja, do Norwegii.


Gratisowy widok przy lądowaniu.

Samolot przylatywał o 21, ostatnia szybka łódź do Rosendal, gdzie pracowałem odpływała też o 21, więc byłem zmuszony przekiblować noc na lotnisku. Tak wygląda "comfort zone", którą wskazał mi pan z informacji. Darmowe, wygodne, rozkładane fotele, darmowy prąd, darmowy internet, nawet przespać się dało...

Szybką łodzią do Rosendal. Wita mnie bezchmurne niebo.

Rosendal znajduje się w dolinie pomiędzy górami widocznymi w oddali (Melderskin i Malmangersnuten).

W czasie pierwszego miesiąca spałem u znajomych w Valen, codziennie dojeżdżając do pracy, na drugi miesiąc moi pracodawcy zaoferowali mi pokój w motelu. Po rozpakowaniu się, chciałem w pełni wykorzystać piękną pogodę i ruszyłem na Melderskin.



Charakterystyczne czerwone "T" czyli oznaczenia Norweskich szlaków. 


Widok na lodowiec Folgeffona.

Norway, I'm back!


Owce również tutaj się wypasały.

Wycieczka bardzo udana, później dzień do pracy a na weekend pojechałem odwiedzić znajomych w Valen, do których w odwiedziny przyjechali również moi znajomi z Polski, żeby było śmiesznie, mieszkający na tej samej ulicy co ja.

Na Vikefjell tuż obok Valen, ekipa z Polski + Norwegia.

Kolejny tydzień do pracy i weekend w Valen. Tym razem przeszedłem się do chaty Vardhaugselet, w której miałem już przyjemność spędzić noc. Nie poszedłem sam lecz w towarzystwie Dominiki (, która pracuje w Norwegii jako Au Pair oraz jej trzech przyjaciół z Cieszyna, którzy cyganili się autkiem po krainie fiordów. 
Tu ma miejsce ciekawa sytuacja:
W drodze to chaty co po niektórym przemokły buty, po przyjściu rozpaliliśmy w kominku, a chłopaki położyli buty na piecyku, aby wyschły. Wszystko by było spoko, ale ok 3 w nocy obudził mnie krzyk, po otwarciu oczu, stwierdziłem, że jest dziwnie jasno. Buty się zapaliły i tyle było butów. Trochę paniki, że się podusimy przez jakieś tam opary, lecz po chwili wszystko wróciło do normy i dało się przespać. Z rana poczułem się zobowiązany, (GOPR wymaga...) aby coś w tej sprawie zrobić, zszedłem więc do Valen, pożyczyłem dwie pary butów od znajomych i wyszedłem z powrotem, wręczyłem buty i znów na dół...
Morał z tego taki, żeby nie suszyć butów bezpośrednio na piecyku...

To widok z mojego okna w motelu.

Kolejnego weekendu wraz  z Marysią pojechałem odwiedzić Dominikę w Bergen, gdzie pracuje. Widok na drugie co do wielkości Norweskie miasto z Løvstakken. 


A to moje pomalowane arcydzieło...
Pracę skończyłem niemalże na tydzień przed wylotem do Polski. Aby nie zmarnować tego czasu, hmm chyba was zaskoczę... poszedłem w góry...

Tego dnia widziałem dużo tęcz, chyba z siedem :)

Rosendal z Malmangersnutten.

Widok na tęczę i Melderskin.



Bjørndal

Skeidsfjellet

Kolejna tęcza

Następna

Malmangersnutten

Było zimno, wiało, waliło deszczem ale było fajnie :)

Książka wpisów założna w 1997 roku, na Skeidsfjellet.

Deszcze chodzące tu i tam.

Widok na grań Bjørndalstindane, trzeba załoić w przyszłym roku.




Tęcz ci w Norwegii pod dostatkiem.


Malmansgernutten z ogrodów baroni w Rosendal.

Następnego dnia, zapytałem moich pracodawców, czy mógłbym przejść się do ich chatki w górach. Powiedzieli, że nie ma problemu, nawet zawieźli mi tam drewno na opał :)

Na miejscowym "Giewoncie" - Tverrfjellet.

Chatka norwegów, również otwarta dla wszystkich :)


Omvikdal, gdzie malowałem dom.


Nie ma to jak własnoręcznie złowiona ryba z norweskiego jeziora, mniam...

Chatka od środka.


Niestety, trzeba się było pożegnać z górskim domkiem, raz moimi pracodawcami - Astrid oraz Runo.

Ale to jeszcze nie koniec, był weekend a samolot miałem w środę, żeby nie marnować czasu, to w piątkowy wieczór wyskoczyłem na Mjelkhaug.

Kamień o wymiarach 7x9x12 m. Ciekawe komu chciało się go wnosić prawie na sam szczyt ;)



Zachód słońca nad Handargerfiordem.


Zdjęcie zrobił mi taki fajny przystojniak, samowyzwalacz się nazywa...

W niedzielę pojechałem ze znajomi do Oddy na mszę świętą. Ciekawostka kulturalna: W Norwegii większość ludzi wyznaje protestantyzm, ale żeby być szczerym, to zdecydowana większość nie praktykuje. Z kościołami katolickimi jest tam nie lada problem. Znajomi, którzy są mocno wierzący co niedzielę pokonują ok  100 km aby we mszy wziąć udział, płacąc przy tym dość sporo za przejazd tunelem czy przeprawę promową, ale dla chcącego nie ma nic trudnego. Szacun.

W poniedziałek pojechałem na lodowiec :). Stopem z Valen do Sundal a później z buta w stronę schroniska Fonnabu. 




Taka ładna droga.

Takie ładne chatki.

Takie ładne jezioro.


Schronisko Breidablikk po drodze na lodowiec.

Jęzor Folgeffony



Fonnabu


Trochę więcej o Norweskim system na uczciwość. Są książki wpisów, jest cennik, skarbonka, wszystko ładnie wyjaśnione, również po angielsku. Jeśli ktoś nie ma gotówki, to po powrocie z wycieczki można zapłacić przelewem, nikt nikogo nie sprawdza, liczy się tylko i wyłącznie Twoja uczciwość. 

Spiżarnia pełna jedzenia, obok wisi cennik, jeśli kogoś stać to można wybierać...


Lodowca oczywiście musiałem pomacać.

A nawet na nim stanąć.

Chatka Fonnabu od wewnątrz.

Kuchnia z pełnym wyposażeniem oraz piekarnikiem na gaz.


Piecyk koza, bardzo szybko nagrzewa domek.

Kolacja przy świecach - forever alone :(


Oczywiście, wschód słońca z rana musiał być.







Niestety, musiałem zostawić za sobą te chwile, kiedy oddychałem szczęściem i po prostu byłem szczęściem...
Trzeba powoli wracać do rzeczywistości, do Polski, do studiów...

Ale na ostatnią noc wyskoczyłem do chatki oddalone o pół godziny od Valen. Powrót stopem z Sundal nie stanowił najmniejszego problemu.




Fabryka bodajże amelinium w Husnes - najdłuższy budynek w północnej europie, ma ok 1 km.


To by było na tyle, jeśli udało ci się przebrnąć przez moje wypociny to dziękuję ;)
Myślę, że teraz już wiesz, dla czego jestem zakochany w Norwegii, od roku uczę się języka, oraz w przyszłości planuję tam pracować oraz wyjechać na stałe.

Jakieś pytanie, niejasności? Komentujcie, chętnie odpowiem.


3 komentarze:

  1. O mamo, jak pięknie i cudownie! Gdybym nie miała już kupionego biletu do UK na czerwiec, to z wielką chęcią wybrałabym się tam Tobą! Pozdrowienia i powodzenia :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Rzeczywiście dłuuuugi post, ale dobrnęłam do końca bez problemów :) Fajnie się czyta, jeszcze milej ogląda zdjęcia i te wszystkie piękne krajobrazy... Norwegia to jedno z moich podróżniczych marzeń i jeszcze bardziej się przekonałam, jaka jest piękna :) No i ludzie chyba całkiem życzliwi ;) "Schronisko w górach, otwarte, jest jedzenie, gaz, kuchenka, pościel, wszystko co potrzeba. Wisi cennik i jest skarbonka - unikatowy system bazujący na uczciwości." Heh, u nas w Polsce lata temu było podobnie w nieistniejącym już Schronisku na Pysznej w Tatrach... Ale jak się można domyślać, różne rzeczy zaczęły znikać :D Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Dziękuję za relację i pozdrawiam.

    OdpowiedzUsuń